Michał Adamus – Legęda Dębu

…Kiedy przyjdzie znów chwały dzień…
By wśród Mgły i Ognia odrodzić się,
…I kiedy pęknie klątwa martwy czas,
by cierni duszy mej-wyciać smutku las,

Rozpalić stosy dawnych myśli,
Mocą, zapomnianych dziś Modlitw i Słów,
Powrócić znów do Krain,
Gdzie Sędziwych Bogów płonie wciąż blask…

O świcie-wzniecić swój Ogień
Ku Niebu po raz kolejny wznieść żal,
Powoli czekać na Sądu Dnie….
W pamięci mając wciaż Chwały Czas!

~~Widziałem na Oczy śmierć mej Wiary
~~Widziałem śmierć mych Braci…
~~Gruzy mych marzeń i mego domu
~~Dlatego teraz, z żalu…płonę….

~~ Lecz jak stałem – tak stoję !
~~ A wichrów burza,
~~ Nie zniszczy świetych mych myśli!

Legenda Dębu przez krew przelaną,
Na Ziemi Przodków się- ziści……

 

 

 

Ślężańska pieśń (niedźwiedzia)

Mrożną nocą miedzy wilkami,
wśród ich skowytu unosi się Pieśn,
o Dawnej Górze-Jestestwu z Bogami,
Hymnie przelanym przez łzy i krew.

…w jasnym całunie,bieli śniegów,
miedzy jodłami przyszło powstać znów….
…zapomnianym przed wiekami,
śpiącym wśród klątw-roztopić lód…

Z Mgły i Ognia stworzony znowu,
żyjący setki razy…
umierający wciąż….
Tobie Matko oddaje mą Ziemie
Ukochaną Góre wciąż śpiącą
wśród klątw…

~~A gdy się dopełnią Mocy Dnie
~~I przyjdzie powstać Mi latem,
~~W sam środek serc Słowian
~~Spłynę w sam dół,
~~By być im Opoką i Bratem…


Ty też jesteś poganinem !

jomsborg

Slowiańska wiara dla ludzi, którzy wcześniej się z tym nurtem nie spotkali, może wydawać się z początku czymś dość egzotycznym. Tymczasem nie ma bardziej naturalnej formy wyrażania swojej duchowości. Bardziej naturalnej drogi poszukiwania znaczenia własnej egzystencji i rozumienia naszych relacji ze światem.

Jestem praktykującym słowianowiercą. Od kilkunastu lat włączam się w rodzimy cykl obrzędowy. Szczodrych Godów, Jarych Godów, Nocy Sobótkowej, Plonów i Dziadów. Czasem także lipcowego święta Peruna i innych pomniejszych obrzędów. Dziś z perspektywy lat jestem pewien, że uczestnictwo w tych obrzędach dodaje mi mocy, czyni mnie szlachetniejszym i mądrzejszym. Bez tych obrzędów, bez celebracji zmian pór roku, nieustannej przemiany życia i jego odwiecznych cyklów, byłbym dziś innym, dużo słabszym i być może zupełnie zagubionym człowiekiem. Nade wszystko jestem pewien, że nie osiągnąłbym w życiu tego co udało mi się osiągnąć i że nie pokonałbym przeszkód, które stawały na mojej drodze , gdybym wyrzekł się swojej rodzimej religijności.

Piszę to w chwili, w której obserwuje, że coraz więcej ludzi przybywaj na obrzędy, jak na nieco bardziej oryginalne ‘uroczystości’. Jakby chcieli stać się częścią kultury wyższej, czując, że jest to ważny element ich tożsamości, jednak nie wierząc, że obrzędowość ta mogłaby w sposób zasadniczy nadać znaczenie ich życiu. Dla wielu ludzi obrzędy stanowią pustą formę, która z rzadka zmusza do refleksji. Pełen piękna i liryzmu teatralny spektakl, urzekający lecz, nie mający dla nich samych duchowego wymiaru. Jest to fundamentalny błąd !

Staram się w swym życiu działać racjonalnie, nie stanowię typu człowieka w rodzaju uduchowionego hippisa, nie prenumeruję czasopisma ’Wróżka’, obcy mi jest wszelki zabobon. Jednak mam pewność, że ludzie chcący autentycznie przeżywać wewnętrznie każde ze świąt, otrzymują w zamian od Bogów, czy też po prostu od Natury, dawkę energii, pozwalającej zestroić ich życie, dodającej odwagi w chwilach słabości oraz mądrości i roztropności w chwilach ważnych życiowo, której nie zyskają nigdzie indziej.

Bogowie nie ingerują w świat aby po modłach i prośbach wyleczyć z trądziku przed pierwszą randką lub pomagając opatrzności w znalezieniu zgubionego portfela. Bogowie są emanacją złożonych i wielopostaciowych sił natury, które nas przenikają w sposób dalece bardziej złożony niż są w stanie doświadczyć to nasze zmysły. Siły natury dają nam szansę na czerpanie energii z otaczającego nas świata w sposób wyjątkowy, dalece bardziej skomplikowany niż pobieranie energii z żywności, czy innych prostych funkcji biologicznych.

Dzięki obrzędom ci nieliczni świadkowie, którzy chcą i potrafią być jednocześnie uczestnikami, otrzymują ogromny zastrzyk woli życiowej, woli tworzycielskiej, która pozwala łatwiej pokonywać przeszkody, zmagać się z chorobami, otwiera nasz umysł na sfery o których nie mielibyśmy pojęcia. Ale „łaska” ta dana jest tylko tym, którzy są w tą naszą obrzędowość intelektualnie i duchowo zaangażowani. Dla ludzi pozbawionych głębszych emocji i wrażliwości, wiara rodzima nie stanowi żadnej alternatywy, nie jest bowiem egalitarna.

Wydawałoby się, że z czysto racjonalnego punktu widzenia, nie ma możliwości aby nasz umysł a dokładnie nasze myśli czy usposobienie miały jakikolwiek wpływ na zachodzące w naszym organizmie zmiany biologiczne np. decydowały o długości naszego życia. Jak bowiem myśl czy wola mogłaby mieć wpływ na nasze ciało ? A jednak istnieje na przykład, udowodniony naukowo efekt placebo, który sprawia, że ludzki umysł, pod wpływem prostej sztuczki jest w stanie wygenerować energię, która przedłużyła a nawet ocaliła życie nie jednej osobie. Co możemy zatem powiedzieć o relacji człowieka z naturą (biologią, chemią, fizyką) ? Jakie zatem skomplikowane mechanizmy musza występować w nas samych i w naszych relacjach z otoczeniem o których nie mamy żadnego pojęcia, a które istnieją de facto ?

Branie udziału w świętach nie jest żadnym trickiem w postaci duchowego placebo, jest autentycznym i realnym zyskiwaniem mocy poprzez duchową partycypację w odradzających się wciąż na nowo siłach natury, która każdorazowo ukierunkowana jest na rozwój, na rozkwit. Nigdy na zastój i uwiąd.

Toteż branie udziału w obrzędach jest formą przyswajania energii. Obrzęd i ofiara Bogom to także forma ekspresji pozwalająca na odnajdywanie równowagi i harmonii w świecie ciągłego chaosu, zmian i zaburzeń. Odnajdywania tego co w życiu ważne i stanowiące o harmonii.

Żertwa składana Bogom nie ma wymiaru li tylko formalnego czy symbolicznego. W sensie metafizycznym jest to pokłon jaki człowiek składa naturze ale także jest to hierarchizowanie swojego życia, uznanie, że jest się pewną częścią logicznego ciągu, elementem bardziej złożonej całości. Oddajemy cześć Bogom, którzy nie są chełpliwi, nie chcą widzieć nas na kolanach z ugiętymi przed nimi karkami. Chcą w nas widzieć nosicieli mądrości, odwagi i dobroci, która ma narastać w każdym pokoleniu.

Aby jeszcze głębiej zrozumieć rodzimą wiarę Słowian zachęcam do obejrzenia wykładu Wielesława Czerkasowa (polskie napisy).

Oto część głównych tez stawianych przez Wielesława:

Żyj według sumienia i w harmonii z przyrodą – oto i cała religia. Wszystko pozostałe nie jest religią. Wszystko pozostałe jest niepotrzebne. Nie ma żadnych przykazań zapisanych gdzieś tam przez kogoś. Jest jedno przykazanie ŁAD. Ten ład, każdy będzie pojmował trochę po swojemu. Tym niemniej każdy wewnątrz siebie go doskonale czuje.

Rodzimowierstwo jest prawdziwą naturalną duchowością istniejącej w duszy ludzkiej od początku.

Rodzimowierstwo jest przede wszystkim praktyką a dopiero potem wiarą gdyż ważniejsze jest to kim jesteś i co robisz niż to kim widzisz siebie w swoich marzeniach i w co wierzysz.

Rodzimowierstwo to nie jest prosta wiara, że istnieje Swaróg czy Rod, ważne jest jak żyjesz. Jeśli żyjesz według sumienia i w harmonii z przyrodą to oznacza, że jesteś rodzimowiercą.

Rodzimowierstwo łączy w sobie mnogość rytuałów i obrzędów lecz nie jest zawarte w żadnym z nich ostatecznie.

Rzeczywistość nie kończy się na świecie jawnym (Jawii). Istnieją światy bardziej subtelne – istnieją oddziaływania sił, które są większe od tego co możemy poczuć poprzez ciało.

Każdy pragnie wydoskonalić się jako jednostka w tym świecie a droga Przodków to po prostu droga ludzi, którzy przeszli tą drogę przed nami. Naszym zadaniem jest zrobić jeszcze jeden krok dalej – jeszcze jeden krok do przodu.

Życie wcale nie jest takie długie – za wszystko płacimy czasem swojego życia. Za wszystkie nawet te z pozoru darmowe rzeczy rozliczamy się czasem swojego życia. Zacznijmy czasem swojego życia płacić za to co świetliste i wysokiej jakości. To my wybieramy w jakim świecie żyjemy.

My nie rekonstruujemy jakiś konkretnych czasów ale szukamy drogi dla nas – takich jakimi jesteśmy.

Opieramy się na dziedzictwie przodków ale nie możemy wszystkiego sprowadzać do rekonstrukcji i czynić tak tylko dlatego, że tak czynili nasi przodkowie. Powinniśmy to przemyśleć, uczynić lepiej i pójść dalej.

Święcie czcij rodzimych Bogów i Przodków oraz żyj według sumienia w harmonii z przyrodą a jeśli szukasz wyższej wiedzy to poznaj siebie

Nie znamy żadnych surowych nakazów Przodków, które by mówiły: „Rób ściśle tak…”, lecz: „otwieraj swoje serce, dąż do harmonii wszechświata, dąż do uporządkowania swojego wnętrza. Do harmonii ze swoim narodem, do harmonii ze swoją ziemią”.

My nie rekonstruujemy jakiejś tam konkretnej rzeczy z przeszłości, IX wieku czy któregoś innego. My dziedziczymy tradycję naszego narodu i patrzymy jak może być ona zastosowana dziś w warunkach naturalnych. Jeśli używamy odzieży z naturalnych materiałów to nie jest to na cześć dla wieku dziewiątego czy szóstego. Jest to próba odnalezienia harmonijnego sposobu komunikacji z przyrodą. To nie oznacza, że należy przestać używać samochodów czy innych współczesnych wynalazków. Korzystać można ze wszystkiego ale ważne jest by z powodu techniki nie utracić poczucia życia jakie jest rozwinięte w świecie. Każdy tę granicę ustanawia sam dla siebie.

Są religie, które wykorzystują naszą naturalną potrzebę duchową. Mówią one człowiekowi: „jesteś grzeszny i dlatego powinieneś przyjść do kościoła, postawić świeczkę i dać nam pieniądze i wtedy my cię rozgrzeszymy i Bóg ci wybaczy”. Rzecz w tym, że jeśli Bóg istnieje to jest on nie tylko w świecie ale i wewnątrz nas. I „odpuszczanie grzechów” jest absurdem. Jeśli rozumiesz, że nie jesteś w harmonii ze światem to nastrój się do niego. Jeśli nie jesteś doskonały to dąż do doskonałości. Jeśli zrozumiałeś, że się pomyliłeś to zdaj sobie sprawę z błędu i zmień się. To nie jest kwestia przekleństwa z niebios ale zadanie pracy nad samym sobą. Nikt z nas nie jest źródłowo przeklęty – nie ma żadnego grzechu pierworodnego!

Rodzimym Bogom sława a nam chwała według działań naszych.

 


„Ojciec chrzestny” plagiatem „Piastuna”

Zapytał mnie ostatnio najstarszy syn- „Tato, o co chodzi z tą choinką?” No właśnie, zapytałem a co Ty o tym sądzisz? Jak to się ma do narodzin Jezusa w Betlejem. Nic do tego nie ma. To czemu to się robi ? Po co wycina się drzewko i przynosi do domu.

Dlatego synu, że kiedyś nowy rok zaczynał się w trakcie przesilenia zimowego, w noc kiedy dzień był najkrótszy a nazajutrz stawał się coraz dłuższy. Wtedy mówiło się, że zaczyna się nowy kalendarz (z łaciny Calendae). Dawno temu barbarzyńskie plemiona Słowian i German wierzyły w moc przyrody, czyli dzień przed przesileniem zbierali się ze swoimi rodzinami i dzielili się czym mogli nazywało się to Szczodry Wieczór. Szczodry dlatego, że każdy dzielił się z bliskimi żywnością w bardzo ciężkim okresie zimowym. Wtedy, kiedy nie było lekarstw, sklepów, telewizorów, telefonów, kiedy wiatr na dworze smagał śniegiem, siadali wszyscy w ciemnej chacie, oświetlanej tylko płomieniem z ogniska w chatach drewnianych z otworem w dachu, przez który z chaty wychodził dym i dzielili się jedzeniem ciesząc się , że od jutra dzień będzie stawał się coraz dłuższy.

Wigilia po łacinie oznacza „dzień przed”. Właśnie dzień przed przesileniem zimowym w najdłuższą noc w roku odbywały się „Szczodre Gody”. Wyobraź sobie dziecko jak to może być kiedy głównym wrogiem człowieka była ciemność, zima i choroby. Szybko zapadający zmrok, żrący w oczy dym z palącego się przez całą zimę ogniska, brak świeżej żywności i choroby. Jakże musiał cieszyć się człowiek z nadchodzącej wiosny i oczekiwać na Jare Gody? Czyli synu nie opłatkiem łamano się tylko chlebem i mięsem, a świerk do domu przynoszono, nie dla rodzącego się Jezusa ale po to by pachniało żywicą, żeby poczuć świeżość przyrody, żeby śpiewając pieśni Szczodrogodowe, nabrać sił na następne pół zimy. I wąchać, wąchać i wąchać żywiczną choinkę, pachnącą lasem. Nie plastikową z Tesco. Tylko świeżą, pachnącą choinkę, jedyne pospolicie rosnące drzewo dające w okresie zimowym wiosenna aurę czyli zieleń i zapach. Choinki nie rosną pod Betlejem, bo tam jest pustynia, po której pędza tylko gnane wiatrem pustynnym ościste krzaki. Przynoszenie choinki do domu i dzielenie się żywnością w ciężkim okresie nie ma nic z naturą semicką pochodzącą z półwyspu arabskiego jest bezsprzecznie wytworem kulturowej europejskiej, barbarzyńskiej wspólnoty plemiennej …. No i jest starsze od Jezusa o kilka tysięcy lat.

Pójdźmy dalej. Jezus się urodził ale… nie był chrzczony, nie miał ojca chrzestnego…. Bo ponoć Józef z Maryją uciekali…. Nie pamiętam przed czym. Ale uciekli do stajenki w Betlejem chyba przed spisem ludności czy „rzezią niewiniątek”, o której nic nie mówią źródła Imperium Rzymskiego. Skąd się zatem wziął „Ojciec Chrzestny”…? No właśnie. Bo ojciec chrzestny to kolejny plagiat „Piastuna”. Obecnie sprowadzony do podrzędnej roli kogoś z kim się można wódki napić i ponarzekać na brak pracy i psujące się 25 letnie Volkswageny. Dziś ojciec chrzestny musi mieć tęgą głowę do wódy i przynajmniej raz w roku odwiedzić swojego „chrześniaka”. Wyobraź sobie synku jaka to obecnie karykatura dawnego Piastuna. Piastuna dla dziecka dobierał ojciec wśród bliskich sobie osób biorąc pod uwagę nie chęć doraźnego spożycia z nim alkoholu lecz dobro dziecka… nie prezenty na urodziny lecz zapewnienie przyszłości swojemu dziecku. Podstawowym obowiązkiem Piastuna była opieka nad dzieckiem piastowanym. Ojciec dziecka dobierał tak Piastuna, by ten posiadał i środki i możliwości opieki nad dzieckiem w razie gdyby sam poległ w boju lub przedwcześnie zmarł. Starszyzna plemienne dawała wtedy dziecko na wychowanie pod opiekę Piastunowi, a ten musiał go wprowadzić w dorosłe męskie życie… Nie tak jak teraz proboszcz młodego ministranta serwując mu przyspieszony kurs przysposobienia do życia w rodzinie ale zadbać o to, żeby jego podopieczny wyrósł na dobrego i dzielnego wojownika lub zaradną i piękną niewiastę z niemałym, godnym posagiem. Dawał wtedy ojciec Piastuna dziecku, przy narodzeniu róg obfitości i zgody na dobrą wróżbę i miecz na wroga. Z tym dorastał młody chłopiec. Dziewczynce dawało się skrzynie i klejnoty rodowe. Jeżeli były to biedniejsi członkowie wspólnoty rodowej stosowano zamienniki, róg i łuk a dziewczynce szaty i kościane przybory do pielęgnacji włosów. Tak wyposażone dziecko podczas rodzanicy było przyjmowane do wspólnoty a przedmioty te służyły mu do końca życia albo jeszcze dzieciom tych dzieci… Tak powstawały więzi rodzinne Do wspólnoty przyłączano dziecko przy palącym się ogniu zaraz po urodzeniu. No właśnie i tu mamy kolejny plagiat… Dziś chrzci się dziecko i przy chrzcie polewa się je wodą i pali ogień w świecy zwanej „Gromnica’. Wodę źródlaną z czystego źródła używało się tak jak dziś do polania noworodka, natomiast słowo gromnica pochodzi od czystego ognia bożego pochodzącego do Gromu. Gromowładny Perun każdej wiosny lub lata dawał Grom z nieba bijąc nim w drzewa leśne. Gromnica to nic innego jak opalona kłoda z której Żerca odrywał żerdź płonącą i zawoził na wyspę świętą, w celu rozpalenia lub utrzymania „świętego, czystego ognia” Gro-mni-ca….kłoda zapalonego drzewa od gromu a nie Paschał żydowski z wypisanymi literami Greckimi i nakłutymi w nią szpilkami w kształcie krzyża. Widziałem kiedyś zwęgloną topolę, która została trafiona gromem jako zielone żyjące drzewo… to była gromnica… dwa dni trzymała żar i się tliła mimo tego, że była dwa razy polana obficie wodą…przez strażaków z OSP. Niesamowite widowisko… po rozłupaniu była zwęglona do samego środka… Potężne uderzenie…a efekt pozostaje w pamięci do końca życia…. Piastun, miecz, róg, biżuteria osobista woda i ogień z gromnicy… nie zapomnij synu nigdy…Niedopalona żerdź zostawała Żercy jako symbol święty Gromowładnego Peruna