Za fenomenem strony Bogowie Polscy stoi dwóch ludzi. Kazimierz Perkowski i Grzegorz Niedzielski. Dla historyków, rodzimowierców i słowianofilów strona ta szybko stała się źródłem wiedzy i inspiracji do własnych poszukiwań. Czytając ich artykuły ma się przeświadczenie, że panowie ci zajmują katedry na prestiżowych uniwersytetach i są etatowymi pracownikami naukowymi. Tymczasem to, w najlepszym tego słowa znaczeniu – pasjonaci, którzy prowadzą swą działalność non-profit. Niezwykłość ich współpracy polega na oddaniu z jakim ów badacze doszukują się wiedzy o wierze przyrodzonej z każdego strzępu informacji znalezionego w książkach, zwyczajach ludowych i archiwaliach. Nie zawahałem się użyć słowa fenomen, gdyż poza niezwykłym wkładem merytorycznym i wciąż rosnącym autorytetem obu panów, strona ilustrowana jest pracami Kazimierza Perkowskiego, który w swych magicznych obrazach koduje wiedzę o prapolskich wierzeniach, łącząc kunszt artystyczny z erudycją. Zapraszam do przeczytania poniższego wywiadu.
Przemysław Ziemowit Mrugacz
1.Witam. Kiedy narodził się pomysł na tworzenie strony „ Bogowie polscy”? Kto stoi za tym projektem?
Kazimierz Perkowski: Wierzenia rodzime i ich badanie to nasza wielka pasja. Traf chciał, że w początku 2011 roku ja uruchomiłem stronę Bogowie Polscy wraz z pierwszą serią ilustracji, a Grzegorz Niedzielski opublikował w Armoryce swoją „Mitologię plemion prapolskich”. Gdy informacja o ilustracjach pojawiła się na stronach serwisu Słowiańska Wiara zobaczył to Grzegorz i skontaktował się ze mną. Okazało się szybko, że w wielu sprawach jest nam po drodze. Szkoda byłoby to było tak zostawić. Co prawda z początku nie działo się wiele, poza ożywionymi dyskusjami, jednak kolejnym impulsem zacieśniającym współpracę było ukazanie się książki „Wierzenia Prasłowian” Jakuba Zieliny. To właśnie dyskusja na temat tej interesującej publikacji (jak i wcześniejszych naszych ustaleń) zapoczątkowała cykl artykułów Grzegorza. Przy okazji i moje ilustracje oraz teksty zyskały cenne wsparcie religioznawcze. Obecnie wokół naszego projektu pojawiają się kolejne osoby zainteresowane rekonstrukcją wierzeń staropolskich.
2. Postawiliście sobie bardzo ambitne zadanie przedstawienia polskich Bogów doby pogańskiej. Jednak dyskurs naukowy raczej pomniejsza lub wręcz często odrzuca źródła, które przypominacie. W statutach synodalnych padają nazwy bogów wyznawanych przez Polaków, lecz tacy autorzy jak Łowmiański, bagatelizują to twierdząc, że duchowni nie orientowali się w zagadnieniach mitologicznych.
Grzegorz Niedzielski: Problem w tym, że gdy mowa jest o tzw. „dyskursie naukowym” zazwyczaj przywołuje się A. Brücknera czy H. Łowmiańskiego, pomijając niezwykle cenne spostrzeżenia odnoszące się do poszczególnych imion bogów z tekstów statutów synodalnych, pojawiające się u takich autorów, jak A. Szyjewski, L. Kolankiewicz, A. Kowalik, czy ostatnio J. Zielina. O takich naukowcach, jak historyk Karol Potkański (1861-1907), który trafnie poddawał krytyce pisma Brücknera tuż po ich opublikowaniu, w ogóle się nie wspomina, podobnie jak autorów spoza granic kraju, przede wszystkim rosyjskich. „Dyskurs naukowy” wygląda więc tak, a nie inaczej, gdyż został zawężony do granic możliwości, popadając czasami w absurd. Jak słusznie spostrzegł A. Szyjewski, gdyby na poważnie wziąć twierdzenia Brücknera i Łowmiańskiego na temat ogółu pogańskich wierzeń Słowian, należałoby nas uznać za etniczny ewenement na skalę światową – jedyną społeczność plemienną, która nie posiadała mitów.
Co do drugiego pytania – imiona bóstw to nie jest jakieś zawiłe zagadnienie mitologiczne, a przecież statuty nie podają wiele ponad nie. Aby się ich dowiedzieć, wystarczyło zadać kilka pytań podczas spowiedzi – „Czy wzywałeś podczas igrzysk na dzień Zesłania Ducha Świętego pogańskich idoli? A może słyszałeś jak inni ich wzywają?”. Nie mówiąc o tym, że kapłani walczący z przeżytkami pogaństwa niewątpliwie sami się z nimi zetknęli (gdyby tak nie było, po cóż owe statuty?) , a najbardziej podstawowych faktów, dotyczących imion bóstw mogli dowiedzieć się od miejscowych informatorów. Fakt, że imiona bogów zapisane przez niezależnych autorów statutów, powtarzają się w bardzo regularny sposób również przemawia za ich autentycznością. Jeżeli duchowni mylili się i to gremialnie, wszyscy, to dlaczego mylili się tak podobnie?
Kazimierz Perkowski: Otóż to. Dość popularne przeświadczenie o odrzucaniu przez naukę przekazów staropolskich, a dotyczących bogów prapolskich to jedynie swego rodzaju legenda miejska, do tego z gruntu fałszywa. Tacy badacze w randze profesorskiej jak Aleksander Gieysztor, Włodzimierz Szafrański, Krzysztof Bracha, Marek Cetwiński, Marek Derwich, Jerzy Gąsowski, Mikołaj Rudnicki, Andrzej Kempiński czy wspomniani już Andrzej Szyjewski i Leszek Kolankiewicz uznali za wiarygodne poszczególne przekazy o bóstwach prapolskich. Niezmiennie zachęcamy i namawiamy do sięgnięcia po ich ustalenia. Podkreślmy to z cała mocą: w badaniach powyższych naukowców bronią się właściwie wszyscy bogowie i boginie z tak zwanego kanonu długoszowego (między innymi Jesza/Jasz, Łado, Łada, Dziedzilela, Nyja, Marzanna i Dziewanna). Nie ma tu więc i nie może być mowy o jakimkolwiek frontalnym odrzucaniu przez naukę staropolskich źródeł synodalnych czy „długoszowych”.
3. S. Bylina zauważa, że te imiona są zniekształcone, wątpliwe, a tylko część zasługuje na uwagę. Wy jednak przyjmujecie wszystkie imiona jako prawdziwe. Czy to nie jest brak krytycyzmu?
G.N.: Bynajmniej, nie przyjmujemy niczego kierując się samą wiarą w autorytet autorów przekazów. Szukamy uzasadnienia dla prezentowanych twierdzeń poszukując odpowiedników imion, funkcji i postaci w mitologiach indoeuropejskich, w tradycji ludowej, w lingwistyce. To samo zresztą czynił już Brückner, porównując np. imię Jesse z indoeuropejskim Hesus, Esus, Mercurius. Na przełomie XIX i XX wieku religioznawstwo tkwiło jednak w powijakach, poszedł więc ostatecznie inną drogą, popadając w pozytywistyczny hiperkrytycyzm. Widzimy też w oczywisty sposób zniekształcenia. W artykule o Nyji podaję, że miana Tyja, czy Yaya ze statutów synodalnych są najprawdopodobniej zniekształceniami Nyji, czy właściwie – Niji; Ilely to właściwie, po rekonstrukcji – Lela. Przy każdym rozpatrywanym bóstwie dokonujemy próby odtworzenia prawidłowego brzmienia imienia (Jessa to najprawdopodobniej Jasza lub Jaśa). Tylko cztery z postaci boskich występujących w statutach synodalnych, powtarzające się w regularny sposób – Jasza, Łada, Lela i Nija przyjmujemy za pewne. Co do Kija wzmiankowanego przez Koźmińczyka sprawa jest dyskusyjna, być może jest to ślad kultu boga – kowala, brak niestety potwierdzenia z innych źródeł.
4. S.Bylina, zadaje także pytanie czy mieszkańcy wsi zbierający się na święta sami rozumieli te wyrazy? Czy zawsze mamy do czynienia z imionami bóstw? (sacrum pogańskie s.370)
G.N.: Może znowu rozpocznę od Brücknera, bo to od niego zaczęło się uznawanie bóstw takich jak Łada, czy Lela za sztuczne twory niedoinformowanych autorów statutów synodalnych. Karol Potkański całkiem słusznie zauważył, że jeżeli Łada czy Lela były jedynie okrzykami czy zaśpiewami typu „hejże ho!” czy „dana, dana”, to skąd herb Łada, rzeczownik łada - „małżonka” u Serbów i Wielkorusinów, wieś Łada, czy rzeczka Łada, dopływ Sanu? Lelja z kolei to np. nazwa postaci obrzędowej w obrzędach wiosennych z Serbii i Chorwacji. Czy ktoś nazwałby swój herb „hejże ho!”, albo dałby taką nazwę rzece, wsi, lub nazywał tak główną postać obrzędu? To czysty absurd. A powtarza się go wciąż za Brücknerem. Z drugiej strony, ostatecznie imiona te mogły zacząć funkcjonować jako mało zrozumiały powtarzalny zaśpiew, swego rodzaju mantra, gdy utracona została pamięć o ich pierwotnym znaczeniu. Nawet wtedy pojawiały się jednak w określonym kontekście, np. pieśni weselnych, czy świątecznych, a to istotna wskazówka, której nie należy bagatelizować.
5. Co możecie powiedzieć na temat polskich źródeł do religii Słowian. Przez długi czas uważano, że opisy te są późne – XI-XV wiek i powstały w czasach, gdy autorzy tych kronik z pogaństwem w Polsce nie mogli mieć już do czynienia.
G.N.: Pogaństwo miało się wciąż dobrze wiele lat po zaprowadzeniu chrześcijaństwa, a jego silne przeżytki utrzymywały się aż do czasów kontrreformacji. Rzecz w tym, że co prawda można kogoś ochrzcić i nauczyć jednej czy dwóch modlitw, ale to nie oznacza, że porzuci on w ten sposób dawne zwyczaje i bogów. Owszem, konwersja religijna na pewno dotknęła silnie warstwy wyższe, związane z władzą i kontrolowane w sferze wierzeń przez kler, co innego jednak – chłopstwo. Dawna religia była bardzo mocno spleciona z cyklem prac rolniczych, z magią płodności i urodzaju, a rolnik uprawiający pole, którego dostatek i życie uzależnione są od łaski żywiołów, niechętnie porzuca sprawdzone obrzędy i bogów. Pójdzie na mszę, ale dla pewności złoży w ofierze koguta dla dawnego boga, gdy nadejdzie pora jego święta. Nie będzie ryzykował zemsty rozdrażnionego bóstwa. Według powiedzenia: Panu Bogu świeczkę, diabłu ogarek. Gdy rozpoczęła się kontrreformacja i ściślejsza kontrola ludu przez duchowieństwo, dawne zwyczaje również trwały, chociaż zapewne dopiero wówczas zaczęto na silniejszą skalę maskować imiona bogów imionami świętych – Jerzego, Maryi, Wojciecha itd. Podobną rzecz można zaobserwować dużo później w przypadku afroamerykańskiego kultu voodoo, gdzie dawnych bogów plemienia Joruba zamaskowano w powierzchowny sposób chrześcijańskimi świętymi.
6. Czy jest szansa, rekonstrukcji prapolskiego panteonu pogańskiego? Czy oprócz bóstw możliwa jest też rekonstrukcja świąt i obyczajów?
G.N.: Usiłujemy to robić. Jeżeli połączyć wiadomości z wielu dziedzin nauki – historii, religioznawstwa, etnologii i etnografii, antropologii kulturowej, psychologii religii, posłużyć się metodami porównawczymi i strukturalnymi, możemy odzyskać więcej, niżbyśmy się spodziewali. Istnieje wciąż nieomal nietknięta, olbrzymia skarbnica ludowych baśni magicznych, wśród których kryją się, jak dowodził rosyjski uczony Władimir Propp, ślady dawnych wierzeń. Jeśli dotrzemy do istoty obrzędów ludowych i zrozumiemy ich powiązania z cyklem rocznym słońca, heliakalnymi wschodami i zachodami określonych, istotnych w kulturze ludowej konstelacji (np. Plejad i Oriona), agrarnym cyklem wegetacyjnym, to rekonstrukcja stanie się możliwa również w przypadku świąt i obyczajów. Ważne jest tutaj przede wszystkim zrozumienie ich znaczenia, a w tym celu należy ukazać model świata jakim posługiwali się nasi przodkowie. Jest to możliwe dzięki badaniom porównawczym, etnologii religii, archeoastronomii itd. Dawni bogowie są w pierwszym rzędzie bogami natury, zrozumienie jej cykli ma więc pierwszorzędne znaczenie dla rekonstrukcji wierzeń.
7. Poza Górą Lecha znajdująca się w Gnieźnie, a będącą miejscem kultu pogańskiego, zamienionego później na miejsce kultu chrześcijańskiego, mamy inne przykłady wykorzystania miejsc pogańskiego sacrum przez chrześcijan?
G.N.: Owszem, zawłaszczanie miejsc dawnego kultu pogańskiego przez chrześcijaństwo nie było czymś incydentalnym. Przykładem może być Góra św. Wawrzyńca w Kołdusie (powiat chełmiński), gdzie na początku XI wieku usiłowano wybudować bazylikę wczesnoromańską. Bardzo ważnym, zawłaszczonym przez Kościół miejscem kultowym jest Łysiec w Górach Świętokrzyskich, gdzie dla ukrócenia utrzymujących się długo po wprowadzeniu chrześcijaństwa obchodów świąt pogańskich, wybudowano na początku XII wieku opactwo benedyktyńskie. Na słynnej Ślęży niedaleko Wrocławia, w pierwszej połowie XII wieku Piotr Włostowic ufundował klasztor augustianów. To tylko kilka przykładów, tych najbardziej znanych. Przy okazji widać, że nie wszystkie miejsca kultowe zostały od razu zaanektowane. Po buncie ludowym w latach 1034 -1047 walka z wciąż żywą, chociaż egzystującą na uboczu religią pogańską rozpoczęła się na dobre dopiero za panowania Bolesława Krzywoustego. Związana ona była z rozbudową struktur kościelnych.
8. Pierwszą osobą hiperkrytyczną był A.Bruckner, robiący porządki na słowiańskim Olimpie, tak, że praktycznie nic z niego nie zostało. Jak odnosicie się do jego prac? Czy sądy tego badacza odnośnie mitologii słowiańskiej zdezaktualizowały się zupełnie? Czy da się jeszcze utrzymać jakieś jego twierdzenia?
G.N.: W praktyce, Brückner znakomicie się sprawdza jako źródło materiałów do rekonstrukcji, jednak jego metodologia jest mocno przestarzała. Podobna sytuacja, chociaż może nie aż tak radykalna, występuje w przypadku pism sir J.G Frazera. Jego Złota gałąź to autentyczna skarbnica wiedzy, ale prezentowane teorie stały się miejscami nieaktualne. Proszę pamiętać, że Brückner pisał na przełomie XIX i XX wieku, a religioznawstwo porównawcze zaczęło się rozwijać pod wpływem prac Georgesa Dumézila dopiero mniej więcej od lat 30-tych, rozkwit zaś przeżyło po wojnie. Strukturalizm to również okres powojenny, szkoła tartuska i semiotyczno-strukturalne badania nad kulturą (Toporow, Iwanow, Uspieński) – lata sześćdziesiąte. Podobnie, metoda semiotyczna Algirdasa Greimasa, stosowana w badaniach nad kulturą ludową. Bruckner prowadził jedynie badania historyczne i językowe, a i to w ograniczonym zakresie, unikając sięgania do skarbnicy wierzeń bliskich nam ludów indoeuropejskich. Upieranie się przy jego teoriach przypomina podróżowanie w XXI wieku na wozie konnym, gdy do dyspozycji mamy samochody, pociągi, czy samoloty. Owszem, można to robić, dlaczego nie? Czy ma to jednak jakikolwiek sens, poza wymiarem sentymentalnym? Z drugiej strony, nie jest tak, że odrzucamy Brücknera z powodu jakichś względów emocjonalnych. Przy każdej rekonstrukcji korzystamy z jego prac, weryfikując jednak każdą tezę. Jak dotąd, jedynie jego wnioski odnośnie wzmiankowanego przez Długosza imienia bóstwa Pogoda, jako przejętego z kroniki Helmolda wydają się trafne. Chociaż nie oznacza to, że nie istniało bóstwo atmosferyczne o wzmiankowanych kompetencjach, bo jego śladów w wierzeniach ludowych jest aż nadto.
9. Jak reaguje na państwa działania raczej konserwatywny świat naukowy?
G.N.: Nie jesteśmy pracownikami naukowymi, więc trudno nam wyczerpująco odpowiedzieć na to pytanie – nie przebywamy w tzw. „środowisku naukowym” . Przy okazji prac nad artykułem o Wzgórzu Lecha dla miesięcznika Focus Historia kontaktowaliśmy się jednak z gronem naukowym i odzew był bardzo różny, od całkowitego odrzucenia, przez zaciekawienie, po aprobatę. Co jednak najbardziej charakterystyczne, spotkaliśmy również osoby z tytułami naukowymi, które bały się udzielić wywiadu firmowanego ich nazwiskiem. W polskim środowisku naukowym istnieje silny strach przed wychyleniem się, wysunięciem oryginalnej hipotezy, dominuje zachowawczość i konserwatyzm. To bardzo źle, bo nauka nie jest religią, jej rozwój polega na przekraczaniu dotychczasowych ograniczeń, zastępowaniu zużytych teorii nowymi, lepszymi, nie zaś na kulcie autorytetów.
10. Jaki jest odzew na Waszą pracę wśród polskich rodzimowierców i neopogan?
K.P: W pierwszych miesiącach odnotowaliśmy chyba wszystkie możliwe reakcje od zachwytu po oburzenie. Obecnie odzew jest coraz szerszy i przede wszystkim pozytywny, a nasz profil społecznościowy na Facebooku stał się, w temacie wierzeń rodzimych, jednym z najpopularniejszych – to wszystko bardzo nas cieszy. Ale warto tu podkreślić, że nie ograniczamy się tylko do środowiska rodzimowierczego czy neopogańskiego. Nasza praca od początku kierowana jest do wszystkich zainteresowanych tematem. Otrzymujemy wiele wyrazów poparcia, próśb i pytań. Chyba najczęstszym jest pytanie o „polską Kalewalę” – a właściwie czy i kiedy powstanie. Oczywiście od początku rozważamy taką ideę, najpierw jednak niezbędne jest zamknięcie serii artykułów porządkujących aktualny stan wiedzy na ten temat.
11. Przy rekonstrukcji przedchrześcijańskiej religijności sięgacie po bardzo różne materiały-przekazy kronikarskie, folklor, źródła archeologiczne, żywoty świętych. Często wasza praca przypomina pracę detektywa zbierającego różne poszlaki. Nie boicie się jednak, że czasami wnioski mogą iść za daleko lub być nadinterpretacją?
G.N.: Lepiej wysunąć odważną tezę, a potem ją poprawić lub zmienić, gdy wyjdą na jaw nowe fakty, niż ze strachu przed popełnieniem błędu nie stawiać żadnej. Jeśli boisz się błędu, nie osiągniesz w życiu niczego wartościowego. Każdy się czasami potyka, błądzi, myli. Jeśli widzisz własną pomyłkę i ją korygujesz, podążając dalej, to właśnie staje się prawdziwym rozwojem, nie zaś okopywanie się na dogmatycznych pozycjach i bronienie z uporem maniaka zużytych teorii. Proszę poza tym pamiętać, że naukowe twierdzenia to tylko modele rzeczywistości, bardziej lub mniej doskonałe, a nie sama rzeczywistość. Wydaje się, że ludzie zbyt mocno traktują teorie naukowe jako wiedzę pewną, podczas gdy jest ona zawsze ograniczona przyjętym paradygmatem naukowym, stawiającym barierę naszym zdolnościom postrzegania. Przydałoby się może więcej znajomości filozofii nauki, dzieł T. S. Kühna, Imre Lakatosa, Paula K. Feyerabenda. Jeśli chodzi o bogactwo źródeł do jakich sięgamy – etnografii i etnologii, antropologii kulturowej, archeologii, lingwistyki itd., czynimy tak dlatego, że tylko w ten sposób możemy uzyskać bardziej całościowy obraz wierzeń naszych przodków. W polskich badaniach nad religią Słowian dominował do tej pory historycyzm. Bardzo brakuje badań mediewistycznych i interdyscyplinarnych, świeżego spojrzenia na temat ze strony antropologów, religioznawców, czy folklorystów. Do nielicznych, a cennych wyjątków należą tutaj badania prof. Kolankiewicza. Archeoastronomię i astronomię ludową traktuje się nieomal jak herezję, mimo że jest wykładana na Uniwersytecie Jagiellońskim czy Uniwersytecie Warszawskim. Być może jest to pokłosiem pięćdziesięciu lat marksizmu, w którym perspektywa historyczna była jedyną słuszną i uznawaną. Z drugiej strony – nawet naukowcy rosyjscy, Toporow, Propp czy Uspieński tworzący w czasie istnienia ZSRR potrafili wyjść poza ograniczenia historycyzmu. Może czas pójść w ich ślady?
12. Czy w heraldyce także możemy poszukiwać elementów pogańskich, mimo iż herby są już związane z chrześcijańskim średniowieczem?
G.N.: Oczywiście, że tak i nie jest to bynajmniej nasze odkrycie. Dużo wcześniej sugerowali to profesorowie Derwich i Cetwiński. Jeszcze wcześniej, kontynuację znaków, które możemy zobaczyć na najstarszych polskich herbach, od okresu przedchrześcijańskiego i plemion sarmackich Alanów do średniowiecza i ówczesnego rycerstwa zauważył historyk, prof. Tadeusz Sulimirski. Znaki te były nie tylko symbolami rodowymi, ale miały w dużej mierze znaczenie magiczne, podobnie jak u ludów germańskich runy. Wojownicy umieszczali je najpierw na broni (np. na grotach włóczni) w celu zapewnienia sobie zwycięstwa w walce, ochrony itp. Później, w średniowieczu, uległy desakralizacji, stając się jedynie znakami rodowymi. Równie ważnym źródłem mogą być ponadto legendy herbowe, w których można odnaleźć motywy obecne w baśniach magicznych. Wskazuje to, że podobnie jak w przypadku znaków herbowych, są to zdesakralizowane pozostałości mitów. To również nie jest naszym odkryciem, ale prof. Derwicha i Cetwińskiego.
13. Co sądzicie o książkach A.Kowalika , Kosmologia.. i J.Zielina, Wierzenia Prasłowian, których podejście do przekazów źródłowych jak i wnioski są dość podobne do waszych?
G.N.: Obie prace są bardzo różne, warto więc je potraktować odrębnie. Artur Kowalik przeprowadził mrówczą pracę nad wszelkimi możliwymi źródłami do religii Słowian i chwała mu już tylko za to. Kosmologia dawnych Słowian to prawdziwa encyklopedia odniesień do wierzeń naszych przodków i powiązań z wierzeniami innych ludów indoeuropejskich (i nie tylko), szkoda tylko, że pozbawiona indeksu hasłowego. Nie wyobrażam sobie pracy nad kolejnym artykułem bez książki Kowalika gdzieś pod ręką. Z drugiej strony, niekoniecznie zgadzam się z wszystkimi jego teoriami, jeśli uważnie poczytać Kowalika i artykuły zamieszczone na stronie Bogów Polskich łatwo zauważyć różnice. Przykład – w kwestii bogów uranicznych Kowalik wydaje się być zwolennikiem teorii o naczelnej roli bóstwa typu perunowego, kojarzonego przezeń w kodzie astralnym z Orionem. Naszym zdaniem, para naczelnych bogów plemion prapolskich, Łada i Jasza lepiej sytuuje się w ramach dwandwy Mitra-Waruna. Oriona, ściśle – Pas Oriona, łączę natomiast z bóstwem zaświatów o troistej charakterystyce. Takich różnic jest więcej. Jakub Zielina napisał natomiast książkę bardzo odmienną od Kosmologii… Kowalika. Jest w swojej budowie prosta, niemal ramowa, koncentruje się na samej strukturze rekonstruowanego panteonu bogów. Zielina prezentuje w niej brakujący w naszym kraju nurt badań strukturalnych nad wierzeniami Słowian. Ukazuje poszczególne schematy mityczne, jakie można wyodrębnić z wierzeń ludowych i baśni magicznych. To dziedzina badań, która jak do tej pory, w Polsce w znacznej mierze leży odłogiem. Uważam ją za pracę bardzo potrzebną i bardzo cenną, mając nadzieję, że autor nie poprzestanie na tej jednej publikacji.
14. Które książki odnośnie religii Słowian moglibyście polecić, naszym czytelnikom?
G.N., K.P.: W przypadku tradycji prapolskich i lechickich gorąco polecamy przede wszystkim „Dziady. Teatr święta zmarłych” Leszka Kolankiewicza, „Herby, legendy, dawne mity” Marka Derwicha i Marka Cetwińskiego, „Trzy Zorze dziewicze” Stanisława Czernika, „Łysa Góra we wczesnym średniowieczu: Eligii i Jerzego Gąssowskich, „Mitopeje Pobrzeża Bałtyku” Jerzego Sampa i „Polskie dzieje bajeczne Mistrza Wincentego Kadłubka” oraz „Podanie o Piaście i Popielu” Jacka Banaszkiewicza.
Rozmawiał Mariusz Dymek
Tags: archeologia, Bogowie Polscy, etnologia, wiara rozdzima